czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 2

   Właśnie wróciłam ze szkoły. Dzisiaj rodzice kazali mi jechać do domu pociągiem, bo przez testy jestem zwolniona ze wszystkich lekcji. Tak więc, jest 12:30, a ja już mam na nóżkach kapcie. Ogólnie, jak na razie dzień mija mi dobrze. Wstałam o 7:00, bo testy piszę dopiero po przyjściu dyrektorki do szkoły, czyli o 9:00. Pisałam dzisiaj matmę, język polski, geografię i zaliczałam częściowo poszczególne wymagane ćwiczenia z w-fu. Częściowo, bo jest ich naprawdę dużo (to dość dziwne, że w klasie z językiem francuskim musisz mieć tyle umiejętności z w-fu, ciekawe jakie ćwiczenia mają osoby w klasie sportowej.....), a wszystkie zajmują aż 5 godzin!!! Wliczają się do nich: lekkoatletyka, koszykówka, siatkówka, biegi(ja, ze względu na problemy z sercem mam fory w tej dyscyplinie), współpraca w zespole i myślenie indywidualne (nie mogę zrozumieć o co w tym chodzi). Jest jeszcze dużo rzeczy do zaliczenia z tych zajęć, ale mogłabym je długo wyliczać. O ile dobrze mi się wydaje to i testy pisemny i testy ruchowe zdałam dość dobrze. Znałam wszystkie odpowiedzi na zadania zamknięte, a w części otwartej trzeba było np: wskazać cytat z podanego tekstu odpowiadający na pytanie albo wykonać proste działania liczbowe. Na w-fie musiałam wykazać się gibkością, której totalnie mi brakuje i na 100% niedługo zacznę mieć zakwasy, bo ćwiczenia ruchowe to nie jest jednak moje ulubione zajęcie. Dzisiaj musiałam też przywieść moje świadectwa z gimnazjum i przekazać je sekretarce szkolnej. Podobno chcą nie tylko sprawdzić moją wiedzę poprzez wyniki testów przedmiotowych, ale także z ocen z mojego starego gimnazjum. Wydaje mi się, że to dobrze, bo inaczej wszyscy myśleliby, że zaczęłam się uczyć, żeby pójść krótszą i łatwiejszą drogą. A tak nie jest!!! Nadal nikogo nie znam ze szkoły, oprócz osób o nią dbających. Widzę masę osób przechadzających się przez korytarze, śmiejące się twarze, ale nie wiem kim oni są......To okropnie mnie dobija, bo nie mam do kogo się odezwać, z kim posiedzieć na ławce w czasie przerwy. I co to za nowe życie, skoro i tak nikogo nie znasz?! Ale podobno po ukończeniu testów i (wreszcie!) chodzeniu z jedną lub drugą klasą na lekcje, poznam kogoś. Zaczynam coraz mocniej czuć, to znaczy, chyba poznam masę osób, nie tylko te z mojej klasy....To będzie piękne. Chociaż nie wiem jacy są tutaj ludzie. Czy to same One Directionerki?! Oby nie, bo inaczej wszystkie pozabijam własnoręcznie!!! Mam nadzieję też, że nie są to sami rockowcy albo emo, bo wtedy to będzie koszmar!!!




Do mojej mamy dzwoniła dyrektorka. Podobna jest zachwycona moimi ocenami. Chce mnie wysyłać na wszystkie możliwe konkursy, bez względu na to czy przechodzę do trzeciej klasy, czy kibluję w drugiej. Moi rodzice bardzo się tym ucieszyli, ale ja nie. Bo jeśli nawalę? Jeśli nie uda mi się, źle odpowiem na banalne pytanie? Wtedy dyrektorka i nauczyciele będą mieli mi to za złe, a w oczach innych pewnie powstanę jako leń, taki jak reszta uczniów tej szkoły........Ale zobaczymy. Fajne jest to, że nie mam na razie normalnych lekcji, a dzięki temu nie mam także żadnych zadań domowych! Mogę robić co mi się żywnie podoba, bo rodzice dają mi wolną rękę, chyba że dostanę 3 trójki, albo ogólnie 3 złe oceny. Wtedy jestem bardzo kontrolowana. A tak w ogóle to nigdy Wam chyba nie opisałam siebie. Jestem dość wysoka, szczupła, dużo osób mi mówi, że mam proste nogi, ale ja tak nie sądzę. Mam pyzatą (chomikowatą) twarz, trochę pryszczów, rude, kręcone włosy do ramion i zielono-niebieskie oczy. Mój charakter....Nie wiem, nie znam się na tym. Jestem troszkę leniwa, pomocna i miła, kiedy się postaram. W szkole nie robię sobie przyjaciół, BFF'ów, wszyscy są dla mnie tutaj znajomymi i tylko znajomymi. Próbuję więc spędzać ze wszystkimi czas, chyba że kogoś nie trawię, ale to już inna sprawa. Nie mam swojego ulubionego stylu, chodzę w trampkach i T-shirtach najczęściej. Lubię też buty na koturnach, spódniczki ujdą, ale za sukienkami wielkie taaak!!! Gdybym mogła, nosiłabym je cały czas. Do tego lubię też nosić luźne swetry, mam także glany, ale dużo osób mi mówi, że do mnie nie pasują, więc ich nie noszę. Ogólnie, w domu zmieniam się ze złej, wrednej, niewychowanej i niemiłej dziewuli w słodką i baaaardzo dziecinną 10-latkę (tak by powiedziała moja przyjaciółka). Troszkę pyskuję do rodziców, ale przyzwyczaili się do tego. Moja mama uważa, że mogę być nawet emo (fuuuuj!) bylebym się dobrze uczyła (4 i w górę). Dlatego też rodzice nie martwią się moim pyszczeniem do nich, cały czas mi powtarzają, że byli gorsi w swoim wieku, więc spoko. Tylko nie chcą żebym ćpała, ani tak jak oni-zaczęła palić. Co do picia nie mają nic przeciwko dopóki jest to w granicach rozsądku. Dobrze ich rozumiem, bo też nie chciałabym znaleźć swojego dziecka nie wiadomo gdzie i totalnie upitego. Mnie i tak nie ciągnie do alkoholu aż tak bardzo. Kiedy mam ochotę, to mówię mamie. Na 100% coś dostanę, chyba że w następny dzień idę do szkoły. Dobra, idę spać, bo jestem wykończona. Pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz