Właśnie wróciłam ze
szkoły. Dzisiaj rodzice kazali mi jechać do domu pociągiem, bo przez testy
jestem zwolniona ze wszystkich lekcji. Tak więc, jest 12:30, a ja już mam na
nóżkach kapcie. Ogólnie, jak na razie dzień mija mi dobrze. Wstałam o 7:00, bo
testy piszę dopiero po przyjściu dyrektorki do szkoły, czyli o 9:00. Pisałam
dzisiaj matmę, język polski, geografię i zaliczałam częściowo poszczególne
wymagane ćwiczenia z w-fu. Częściowo, bo jest ich naprawdę dużo (to dość
dziwne, że w klasie z językiem francuskim musisz mieć tyle umiejętności z w-fu,
ciekawe jakie ćwiczenia mają osoby w klasie sportowej.....), a wszystkie
zajmują aż 5 godzin!!! Wliczają się do nich: lekkoatletyka, koszykówka,
siatkówka, biegi(ja, ze względu na problemy z sercem mam fory w tej
dyscyplinie), współpraca w zespole i myślenie indywidualne (nie mogę zrozumieć
o co w tym chodzi). Jest jeszcze dużo rzeczy do zaliczenia z tych zajęć, ale
mogłabym je długo wyliczać. O ile dobrze mi się wydaje to i testy pisemny i
testy ruchowe zdałam dość dobrze. Znałam wszystkie odpowiedzi na zadania
zamknięte, a w części otwartej trzeba było np: wskazać cytat z podanego tekstu
odpowiadający na pytanie albo wykonać proste działania liczbowe. Na w-fie
musiałam wykazać się gibkością, której totalnie mi brakuje i na 100% niedługo
zacznę mieć zakwasy, bo ćwiczenia ruchowe to nie jest jednak moje ulubione
zajęcie. Dzisiaj musiałam też przywieść moje świadectwa z gimnazjum i przekazać
je sekretarce szkolnej. Podobno chcą nie tylko sprawdzić moją wiedzę poprzez
wyniki testów przedmiotowych, ale także z ocen z mojego starego gimnazjum.
Wydaje mi się, że to dobrze, bo inaczej wszyscy myśleliby, że zaczęłam się
uczyć, żeby pójść krótszą i łatwiejszą drogą. A tak nie jest!!! Nadal nikogo
nie znam ze szkoły, oprócz osób o nią dbających. Widzę masę osób
przechadzających się przez korytarze, śmiejące się twarze, ale nie wiem kim oni
są......To okropnie mnie dobija, bo nie mam do kogo się odezwać, z kim
posiedzieć na ławce w czasie przerwy. I co to za nowe życie, skoro i tak nikogo
nie znasz?! Ale podobno po ukończeniu testów i (wreszcie!) chodzeniu z jedną
lub drugą klasą na lekcje, poznam kogoś. Zaczynam coraz mocniej czuć, to znaczy,
chyba poznam masę osób, nie tylko te z mojej klasy....To będzie piękne. Chociaż
nie wiem jacy są tutaj ludzie. Czy to same One Directionerki?! Oby nie, bo
inaczej wszystkie pozabijam własnoręcznie!!! Mam nadzieję też, że nie są to
sami rockowcy albo emo, bo wtedy to będzie koszmar!!!
Do mojej mamy dzwoniła dyrektorka. Podobna jest zachwycona
moimi ocenami. Chce mnie wysyłać na wszystkie możliwe konkursy, bez względu na
to czy przechodzę do trzeciej klasy, czy kibluję w drugiej. Moi rodzice bardzo
się tym ucieszyli, ale ja nie. Bo jeśli nawalę? Jeśli nie uda mi się, źle
odpowiem na banalne pytanie? Wtedy dyrektorka i nauczyciele będą mieli mi to za
złe, a w oczach innych pewnie powstanę jako leń, taki jak reszta uczniów tej
szkoły........Ale zobaczymy. Fajne jest to, że nie mam na razie normalnych
lekcji, a dzięki temu nie mam także żadnych zadań domowych! Mogę robić co mi
się żywnie podoba, bo rodzice dają mi wolną rękę, chyba że dostanę 3 trójki,
albo ogólnie 3 złe oceny. Wtedy jestem bardzo kontrolowana. A tak w ogóle to
nigdy Wam chyba nie opisałam siebie. Jestem dość wysoka, szczupła, dużo osób mi
mówi, że mam proste nogi, ale ja tak nie sądzę. Mam pyzatą (chomikowatą) twarz,
trochę pryszczów, rude, kręcone włosy do ramion i zielono-niebieskie oczy. Mój
charakter....Nie wiem, nie znam się na tym. Jestem troszkę leniwa, pomocna i
miła, kiedy się postaram. W szkole nie robię sobie przyjaciół, BFF'ów, wszyscy
są dla mnie tutaj znajomymi i tylko znajomymi. Próbuję więc spędzać ze
wszystkimi czas, chyba że kogoś nie trawię, ale to już inna sprawa. Nie mam
swojego ulubionego stylu, chodzę w trampkach i T-shirtach najczęściej. Lubię
też buty na koturnach, spódniczki ujdą, ale za sukienkami wielkie taaak!!!
Gdybym mogła, nosiłabym je cały czas. Do tego lubię też nosić luźne swetry, mam
także glany, ale dużo osób mi mówi, że do mnie nie pasują, więc ich nie noszę.
Ogólnie, w domu zmieniam się ze złej, wrednej, niewychowanej i niemiłej
dziewuli w słodką i baaaardzo dziecinną 10-latkę (tak by powiedziała moja przyjaciółka).
Troszkę pyskuję do rodziców, ale przyzwyczaili się do tego. Moja mama uważa, że
mogę być nawet emo (fuuuuj!) bylebym się dobrze uczyła (4 i w górę). Dlatego
też rodzice nie martwią się moim pyszczeniem do nich, cały czas mi powtarzają,
że byli gorsi w swoim wieku, więc spoko. Tylko nie chcą żebym ćpała, ani tak
jak oni-zaczęła palić. Co do picia nie mają nic przeciwko dopóki jest to w
granicach rozsądku. Dobrze ich rozumiem, bo też nie chciałabym znaleźć swojego
dziecka nie wiadomo gdzie i totalnie upitego. Mnie i tak nie ciągnie do
alkoholu aż tak bardzo. Kiedy mam ochotę, to mówię mamie. Na 100% coś dostanę,
chyba że w następny dzień idę do szkoły. Dobra, idę spać, bo jestem wykończona.
Pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz